poniedziałek, 9 czerwca 2014

Relacja ze Zlotu Chorągwi! :) cz. 1 i cz. 2 :)

A oto kilka wspomnień Brzozowych Panien z zeszłego weekendu spędzonego w Puszczy Kozienickiej na Puszczańskich Harcach i Zlocie Chorągwii...

PRZYJAZD I ROZKŁADANIE NAMIOTÓW (Ola)
Wysiadka! Zbieramy plecaki i ruszamy. Po dość grząskiej wędrówce dotarłyśmy na miejsce. Większość drużyn było już na polanie i rozkładało swoje namioty. Zwłaszcza harcerki i harcerze z Pionek którym podróż zajęła mniej niż 30 minut :). Szczerze mówiąc nie spodziewałam się obecności komarów a były ich miliony ( no dobra trochę mniej ). Dość dużo czasu zajęło nam wymyślanie wspólnej nazwy dla połączonych zastępów (czyli Wilków i Sów). Po wielu propozycjach wymyśliłyśmy nazwę idealną czyli „Brzozowe Pandy” o przepraszam „Brzozowe Panny”. Nikt nie wierzył naszej drużynowej gdy mówiła, że jej namiot rozkłada się w ciągu jednego rzutu lecz kiedy tylko padła komenda ROZKŁADAMY NAMIOTY druhna elegancko rzuciła go w górę a ten rozłożył się w 5 sekund ! Można powiedzieć że dałyśmy wtedy swoim szczękom należny, paro sekundowy odpoczynek. Podsumowując myślę, że dojście, rozkładanie namiotów i sprawy organizacyjne poszły nam sprawnie i mimo drobnych problemów, prawidłowo. W końcu jesteśmy z Brzeziny.

 JEDEN Z PUNKTÓW NA GRZE (Marysia)
Podczas gry na trasie harcerskiej trzeba było zaliczać punkty, jednym z nich było wybudowanie ogniska. Gdy dotarłyśmy do danego punktu musiałyśmy wylosować kartkę z rodzajem ogniska. Jak na złość większość zastępów losowało najłatwiejsze ognisko, a nam przypadł stos syberyjski! Kompletnie nie wiedziałyśmy jak wygląda ten rodzaj ogniska, więc musiałyśmy wziąć podpowiedź. Następnie wzięłyśmy się do pracy. Ola, Marysia i Melisa poszły po coś na rozpałkę i mniejsze gałęzie, a Ada, Ala i Gosia poszły po drewno z drużynową siekierą :). Potem wzięłyśmy się do pracy. Ala wzięła się ostro za rąbanie drewna tak, że aż odcisk jej pękną, więc musiałyśmy opatrzyć ranę. Mimo to Ala dalej rąbała drewno. W między czasie Melisie, naszej miłośniczce zwierząt usiadł na ręce motyl i siedział tam póki wraz z Marysią nie musiały pójść jeszcze raz po drewno. Najtrudniej było ze ścianą. Często się rozpadała. Całe ognisko wybudowaliśmy w około godzinę, ale wszystkie byłyśmy dumne bo się do tego przyłożyłyśmy i jak na pierwszy raz uznałyśmy że wyszło super ;D.


INW..AZJA .. MRÓW..EK ..(Ala)

Po powrocie z gry terenowej wszystkie myślałyśmy czas tylko by odpocząć w namiotach. Niestety nie było to nam dane. Zasady gry mówiły ,że możemy wrócić dopiero o 16:00 ,a my wróciłyśmy wcześniej więc musiałyśmy czekać. Kiedy nadszedł upragniony moment wszystkie z prędkością światła wbiegłyśmy do podobozu. Zameldowałyśmy się i pędem weszłyśmy do namiotów. Niestety nie był nam dany odpoczynek. W namiotach było pełno mrówek.
W przedsionku wilków podłoga dosłownie się ruszała. Wszystkie wyjęłyśmy rzeczy na zewnątrz i porządnie wytrzepałyśmy aby żadna mrówka nie dostała się do namiotów. Wypsikałyśmy całą butelkę ,,Off” i ruszyłyśmy na obiad ,a potem krótki apel. Podczas apelu dowiedziałyśmy się że inne drużyny miały podobną sytuację co my. Marysia miała nawet pomysł ,że do namiotów dosypali nam jakiś detergentów aby mrówki się schodziły. Spokój nie trwał długo. Po powrocie z apelu znów zastałyśmy nieproszoną wesołą kompanie mrówek. Nawet w nocy można było usłyszeć krzyki:
-Ona po mnie łazi!!! 
 Czy
-Zabierz ją ode mnie!!!
Weseli mali przyjaciele dotrzymali nam towarzystwa do końca biwaku.
(ale przynajmniej mięłyśmy jaką atrakcje w wolnym czasie)



WARTA NOCNA  (Gosia)
No cóż, moja działka to nasza piękna nocna warta. Zostałyśmy brutalnie obudzone przez nasze bezduszne budziki o 2:15 i jakimś cudem udało nam się wydostać z malutkiego namiociku nie wywracając go. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu było ciepło. Melisa została w namiocie a my zwartą grupą ruszyłyśmy na plac apelowy na którym tliło się ognisko. Dziewczyny poprowadzone prze Ole ruszyły na obchód a Gosia została przy ognisku. No i tak minęło nam cudowne pół godziny.

IMPREZA NA ORIENTACJĘ (Ada)
Ostatniego dnia naszego biwaku, po zjedzeniu śniadania patrolowe zostały poproszone do namiotu-sekretariatu. Cała nasza drużyna (oprócz kadry) z niecierpliwością czekała na wiadomości , które przyniesie Ola. Okazało się, że czeka nas następna gra-ino. Nasza patrolowa w skrócie oznajmiła nam zasady –jest kilka oznaczonych punktów, na których musiałyśmy przedziurawić karteczkę pod odpowiednim numerem- po czym prędko (bo gra była na czas) pospieszyliśmy za wszystkimi chcącymi wygrać. Razem miejsc na dziurki było o ile dobrze pamiętamy 9. Mimo bolących nóg Melissy, która wspaniale znosiła drogę na metę dotarliśmy jedne z pierwszych i byłyśmy bardzo zadowolone z naszego wyniku.

Ala, Ada i Melissa! - Czekam na Wasze relacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bądź pierwsza! Skomentuj!